Poezja
Bardzo często, kiedy jesteśmy w miejscu, które nie tylko pozwala nam na znalezienie ciekawych doznań jeśli chodzi o sztukę, ale często także można sobie pozwolić na czytanie na przykład poezji. Jeśli będziemy mogli na spokojnie usiąść i czytać, to nie będzie wyjścia i konieczne będzie zrobienie wielu rzeczy, które nie tylko będą nam pozwalały na stworzenie sobie obrazu, który będzie nam pokazywał jak będzie wyglądać poezja przez nas czytana. Wydaje się to niemożliwe, ale jest tak rzeczywiście, ponieważ poezja jest przede wszystkim tym, czym odbiera ją czytelnik i dlatego to od nas zależy jak to wygląda.
Aby jednak móc sobie poradzić ze zrobieniem odpowiednich poczynań, które jednocześnie będą nam pozwalały na zapoznanie się z wszelkimi aspektami, które mogą się po drodze pojawić. Bardzo ważne jest stworzenie obrazu, który nie tylko pozwala na zrozumienie o czym jest dany wiersz czy poemat, ale także na dokładne przeanalizowanie jak działa nasz umysł. Poezja jest czymś, co nie trafia do każdego i czym należy się bardzo interesować, jeśli będziemy mogli się postarać o to. Poeci są ludźmi wyjątkowymi, którzy nie tylko potrafią układać rymy, ale także tymi rymami trafiać do ludzi, do ich serc. Jeśli będziemy mogli sobie pozwolić na dokładną analizę każdego utworu, zapewne dojdziemy do wniosku, że nie jest to zadanie łatwe i powinniśmy jak najszybciej udać się do człowieka, który może nam pomóc. Idealnym wyjściem byłby oczywiście sam poeta, ale jeśli nie mamy możliwości dotarcia do niego, możemy także wspierać się tym, co jest dla nas najbardziej jasne i co pomaga nam w rozumieniu takich prawd. Tym bardziej, że poezja to nie tylko zwykłe wiersze.
One wpływają na ludzkie umysły i nie powinny być traktowane tak jak zwykły tekst. Mają o wiele większe znaczenie, a nie będziemy mogli sobie poradzić z ich rozumieniem jeśli nie uda nam się wszystkiego dokładnie przeanalizować. Pomoże w tym zapewne obeznanie z poezją wszelkiego rodzaju, a jednocześnie także to, co jest ważne dla każdego
Daremne żale
ADAM ASNYK
Daremne żale – próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Znikomych mar szeregu –
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe…
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.
Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą –
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą.
Asnyk, Adam
Marzenie poranne
Siedziała w ogrodzie w półświetle, w półcieniu,
Przy blasku wschodzącej jutrzenki,
Wśród ciszy porannej oddana marzeniu,
Słuchając słowika piosenki.
Marzyła o szczęściu, miłości – tak trocha,
Bo o czymże można by innym?
Wszak każda dziewczyna, choć jeszcze nie kocha,
Marzeniem się bawi niewinnym.
Tęsknota, niepokój i dziwne żądania
Nieznanych a słodkich upojeń
Budziły w jej sercu odblaskiem świtania
Girlandy tęczowych urojeń.
I piła skwapliwie te wonie, te fale
Powietrza, co pierś jej wznosiły,
I mocniej błyszczały jej ustek korale
I żywiej się oczy paliły.
Patrzała na kwiaty, co jasne z uśmiechem
Skłaniały kielichy miłośnie,
I dzieląc się wonnym rozkoszy oddechem,
Szeptały o szczęściu i wiośnie.
Widziała konwalię dziewiczą, jak drżała,
Łzy lejąc z drobnego kielicha,
W objęciach wietrzyka, a choć tak nieśmiała,
Jednakże coś pragnie i wzdycha.
A dalej narcyzy tak piękne, urocze…
Że muszą samotne pozostać,
Więc główki zwiesiły nad wody przeźrocze,
Ścigając odbitą w niej postać.
Tam znowu fijołki, kryjące się w trawie;
Tak dobrze tej cichej rodzinie!
Nie myśli o próżnej wielkości i sławie,
Lecz żyje dla siebie jedynie.
Tak marząc o kwiatach i tonąc w marzeniach,
Oparła na ręku swą głowę
I chmurki śledziła w słonecznych promieniach
To srebrne, to znowu różowe.
Wtem widzi zdziwiona: że z słońca promieni
W jej oczach gmach staje złocisty,
Z kopułą szafirów, z ścianami z zieleni,
A cały jak kryształ przejrzysty.
Kolumny – to palmy splecione w arkady
Przez liany i bluszcze wiszące,
Schodami – srebrzyste ściekają kaskady,
Posadzką – mozajki kwitnące.
I widzi strwożona, jak kwiatów kielichy
Ludzkimi ją mierzą oczami,
I widzi rój sylfów skrzydlaty i cichy –
Jak igra w powietrzu z tęczami.
A jeden z narcyzów rosami wilgotny
W pięknego młodzieńca się zmienia,
Lecz skrzydeł nie dostał i usiadł samotny
Nad brzegiem srebrnego strumienia.
I widzi wzruszona, jak wiatrom się skarży:
Że nie ma na świecie nikogo…
I słyszy westchnienia i w myślach się waży,
A tak jej smutno i błogo.
Nad litość nic nie ma na ziemi świętszego,
Więc litość skłoniła dziewczynę,
Że wstała powoli i poszła do niego
Zapytać o smutku przyczynę.
Słyszała jak przez sen wyrazy namiętne,
Co śpiewnym pieściły ją echem,
I oczy widziała tak piękne a smętne,
Że odejść byłoby, ach! grzechem.
Słyszała, jak mówił: \”Ty jesteś wybraną,
By nowe ukazać mi życie
I duszę na wieczną tęsknotę skazaną
W niebiańskim pogrążyć zachwycie.
Ty jedna! ach! możesz, na ziemi ty jedna!
Otworzyć mi nieba podwoje,
Twa miłość nam władzę cudowną wyjedna,
I skrzydła dostaniem oboje\”.
To wszystko słyszała jak w sennym marzeniu –
I uciec, i zostać by chciała,
Aż wreszcie uległa słodkiemu wzruszeniu
I rękę nieśmiało podała.
Podała – i nagle spostrzegła z podziwem,
Że lecą oboje dłoń w dłoni,
Złączeni swych skrzydeł tęczowym ogniwem
W obłoku jasności i woni.
A wszystko się przed nią roztapia w blask słońca,
Pierś samą oddycha rozkoszą,
Kraina cudowna, bez końca – bez końca,
A skrzydła ją w górę unoszą;
I płyną wciąż razem w błękitne etery
Po szlakach przestrzeni gwiaździstych,
A pieśni – nadziemskie śpiewają im sfery
O ducha pragnieniach wieczystych.
Więc czuje: że serce wyrywa się z łona,
Że nadmiar uczucia pierś tłoczy,
Wśród jasnych błękitów, gwiazd złotych, stęskniona
Na niego podniosła swe oczy.
I wzrokiem spoczęła w młodzieńca spojrzeniu,
Co ognia płynęło falami,
I w sennej ekstazy bezbrzeżnym pragnieniu
Ust jego dotknęła ustami.
Wtem wszystko przepada… i widzi, o dziwy –
Świat jasnych urojeń znikniony!
I siebie zmienioną w krzak brzydkiej pokrzywy,
A młodzian stał w oset zmieniony.
W rozpaczy i wstydzie chce płakać – nic zdoła;
Cóż będzie nieszczęsna robiła?
Wtem słyszy z radością, że matka ją woła,
I nagle się ze snu zbudziła –
I poszła zapytać do matki, co znaczy
Sen dziwny o takiej przygodzie.
A matka z uśmiechem swej córce tłumaczy,
Że marzyć nie trzeba w ogrodzie.
Rozcinam pomarańczę bólu
Rozcinam pomarańczę bólu
rozcinam pomarańczę bólu
połową bólu karmię twoje usta
głodni tak dzielą chleb
spragnieni wodę
uboga jestem – mam tylko ciało
usta ściągnięte tęsknotą
ręce – jesienne liście
wyglądające odlotu
rozcinam pomarańczę bólu
sprawiedliwie na pół
gorzkim ziarnem karmię twoje usta
Halina Poświatowska
*** (nastroiłam moje wnętrzności…)
nastroiłam moje wnętrzności
i śpiewają mi teraz
słodko
jak śpiewa ptak o świcie
mówią moje wnętrzności
najpiękniejszą muzyką jest miłość
uczymy się miłości
mówi ptak
najpiękniejszą porą dnia jest świt
o świcie przyfruwa słońce
i ciepłym skrzydłem
przykrywa ziemię
http://poema.pl/
Poezja
Bardzo często, kiedy jesteśmy w miejscu, które nie tylko pozwala nam na znalezienie ciekawych doznań jeśli chodzi o sztukę, ale często także można sobie pozwolić na czytanie na przykład poezji. Jeśli będziemy mogli na spokojnie usiąść i czytać, to nie będzie wyjścia i konieczne będzie zrobienie wielu rzeczy, które nie tylko będą nam pozwalały na stworzenie sobie obrazu, który będzie nam pokazywał jak będzie wyglądać poezja przez nas czytana. Wydaje się to niemożliwe, ale jest tak rzeczywiście, ponieważ poezja jest przede wszystkim tym, czym odbiera ją czytelnik i dlatego to od nas zależy jak to wygląda.
Aby jednak móc sobie poradzić ze zrobieniem odpowiednich poczynań, które jednocześnie będą nam pozwalały na zapoznanie się z wszelkimi aspektami, które mogą się po drodze pojawić. Bardzo ważne jest stworzenie obrazu, który nie tylko pozwala na zrozumienie o czym jest dany wiersz czy poemat, ale także na dokładne przeanalizowanie jak działa nasz umysł. Poezja jest czymś, co nie trafia do każdego i czym należy się bardzo interesować, jeśli będziemy mogli się postarać o to. Poeci są ludźmi wyjątkowymi, którzy nie tylko potrafią układać rymy, ale także tymi rymami trafiać do ludzi, do ich serc. Jeśli będziemy mogli sobie pozwolić na dokładną analizę każdego utworu, zapewne dojdziemy do wniosku, że nie jest to zadanie łatwe i powinniśmy jak najszybciej udać się do człowieka, który może nam pomóc. Idealnym wyjściem byłby oczywiście sam poeta, ale jeśli nie mamy możliwości dotarcia do niego, możemy także wspierać się tym, co jest dla nas najbardziej jasne i co pomaga nam w rozumieniu takich prawd. Tym bardziej, że poezja to nie tylko zwykłe wiersze.
One wpływają na ludzkie umysły i nie powinny być traktowane tak jak zwykły tekst. Mają o wiele większe znaczenie, a nie będziemy mogli sobie poradzić z ich rozumieniem jeśli nie uda nam się wszystkiego dokładnie przeanalizować. Pomoże w tym zapewne obeznanie z poezją wszelkiego rodzaju, a jednocześnie także to, co jest ważne dla każdego
Sonet
Jednego serca! tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba! Skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.
Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba;
Jednego serca! Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!
1869
AD
Co to jest miłość
Co to jest miłość
nie wiem
ale to miłe
że chcę go mieć
dla siebie
na nie wiem
ile
Gdzie mieszka miłość
nie wiem
może w uśmiechu
czasem ją słychać
w śpiewie
a czasem
w echu
co to jest miłość
powiedz
albo nic nie mów
ja chcę cię mieć przy sobie
i nie wiem
czemu
Bóstwo tajemnicze
Na chmurnym szczycie góry
Kamienne jest oblicze;
świątyni kryją mury
To bóstwo tajemnicze.
Składają mu ofiary
Zastępy wiernych sług –
Przez dym kadzideł szary
Poczerniał stary bóg.
Twarz jego skryta w cieniu,
Przyćmiona wieków pleśnią –
I stoi tak w milczeniu,
Wielbiony ludu pieśnią…
Aż nagle… tłum zdziczały
Pożogę wpada nieść,
Chce burzyć ołtarz chwały,
Niweczyć dawną cześć.
Są już w świątyni progu
T łamią wszelki opór,
Groził staremu bogu,
Wstrząsając młot i topór.
Kapłani wznoszą dłonie –
W ich sercach ból i gniew…
W świętości swych obronie
Gotowi przelać krew.
I modły ślą: „O Panie,
Swej mocy pokaż cud,
Bluźnierców strąć w otchłanie,
Niewierny ukarz lud!”
I biorą oręż w ręce…
Wtem bóstwo na glos rzecze:
„Ja dziś mój tryumf święcę,
Więc wy schowajcie miecze!
Nie trzeba mi obrony
Ani cudownych sił:
Niech burzy tłum szalony
Tę postać, którą czcił.
Ja pomsty nad winnemi
Nie daję w dłoń nikomu,
Nie chcę pomocy ziemi
I nie chcę niebios gromu.
Niecił wznoszą swoje młoty,
Rzeźbiony krusząc kształt,
Gdyż boskiej mej istoty
Nie zniszczy żaden gwałt.
W minionych wieków ciągu
Nieraz już ludu złość
Mściła się na posagu…
Cierpiałem gwałtów dość.
I nieraz dzikie zgraje
Wydały mnie pożodze –
A zawsze większy wstaję,
Piękniejszy z ruin wschodzę.
Mnie topór nie powali,
Chociaż rozbija głaz,
Lecz kształt mój doskonali
Każdy zadany raz.
Zniszczenie mnie odmładza
I ogień mnie oczyszcza;
Padając, moja władza
Wyrasta silniej z zgliszcza…
I zgina znów kolana
Przede mną cały lud…
A ciągła ta przemiana –
To mój największy cud.”
Adam Asnyk
Zła zima
Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
Szczypie w nosy, szczypie w uszy
Mroźnym śniegiem w oczy prószy,
Wichrem w polu gna!
Nasza zima zła!
Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
Płachta na niej długa, biała,
W ręku gałąź oszroniała,
A na plecach drwa…
Nasza zima zła!
Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
A my jej się nie boimy,
Dalej śnieżkiem w plecy zimy,
Niech pamiątkę ma!
Nasza zima zła!
Maria Konopnicka
Konwalia
Maria Konopnicka
W jutrzennych łunach cała,
Wśród czarnych sosen wieńca,
Czeka konwalia biała
Na swego oblubieńca.
Las spłonął — w ogniach drżąca
Na trawach rosa stoi;
Wychodzi promień słońca,
Królewicz w jasnej zbroi.
„Czekaj tu na mnie mało,
O biały ty mój kwiecie,
Bo jeszcze dość zostało
Nocy na bożym świecie.
Złocisty miecz podniosę
Nad ziemią tą zaćmioną,
Potem pić przyjdę rosę
Na białe twoje łono”.
Nad lasem chmura stoi,
Z zachodu idą burze…
Królewicz w złotej zbroi
Poszedł — i zagasł w chmurze.
„Dalekoż mi, daleko,
Słoneczko me, do ciebie!
Już zimne rosy cieką,
Już idzie noc po niebie!”
We łzach srebrzysta cała,
Wśród czarnych sosen wieńca,
Czeka konwalia biała
Swojego oblubieńca.
konwalie białe symbolem miłości czystej i nieśmiałej …
W.Podkowiński – Konwalia
”Białe konwalie „
Białe konwalie- dzwoneczki małe
co zachwycają niewinnym czarem
Z każdego dzwoneczka kropla rosy
wypływa
niczym łza co po policzku
spływa.
Białe konwalijki w maju rozkwitają
upojny zapach wokół rozsiewają .
Czy słyszysz dzwonków cichy ton ?
O miłości i tęsknocie mówi on
Konwalie białe -dzwoneczki małe
symbol miłości niewinnej i nieśmiałej.
Podaruję Tobie bukiecik konwalijek
niech przypomni tamte piękne chwile
Konawliowy zapach przypomni Ci ;
tamten maj kiedy Ja i Ty –
oznaczaliśmy My …
Śpieszmy się
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dzwięk troche niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widziec naprawde zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzec
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a bedziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Tadeusz Broniewski
Jaskółka
Napłynęła na mnie fala miłosna,
jak powódź, co lody znosi.
Ty nie jesteś już taka młoda, ale jak wiosna,
i kto ciebie o to prosił?
Może moje serce prosiło na klęczkach
w rozmaitych rozpaczach i klęskach,
całując z rozpaczą na spółkę
ciebie – jaskółkę?
A może te jaskółki w niebie,
podobne do ciebie,
latały, kwiliły i wylatały,
żebym był radosny i śmiały?
############################################
Wiosna
Jeśli przyjdzie kiedykolwiek ta dziewczyna,
Która stała zeszłej wiosny u mych wrót,
Ty jej powiedz, że się wiosna znów zaczyna
I że wrota nadal patrzą się na wschód.
Jeśli spyta, jak w tym roku mi na imię,
Jak się wciela niewidzialna moja twarz,
Ty jej powiedz, że tęskniłem do niej w zimie,
Bezimienną w snach jej śnieżnych pełniąc straż.
Niech przybędzie nieobecna między nami,
Niech starannie spłoszy cienia swego chłód;
Ja tak samo będę czuwał za wrotami
I tak samo nie otworzę jej twych wrót.
http://pani.wiosna.w.interia.pl/lisc3.gif
Asnyk Adam – Przychodzisz do mnie
Przychodzisz do mnie, nie mówisz nic,
Lecz ukazujesz swe rany,
Śmiertelną bladość zmartwiałych lic
I całun krwią twą zbryzgany!
Zatapiasz we mnie żałosny wzrok,
Co w pierś mi wbija swe ostrze,
Aż grozę śmierci, nicestwa mrok
Nade mną wkoło rozpostrze.
W duszę mi spływa rozpacz i wstyd,
I cała konania męka…
I potępieńców ściga mnie zgrzyt…
I serce z bólu mi pęka!
Adam Asnyk
Ze złości
Władysław Broniewski
Kochałbym cię (psiakrew, cholera!),
gdyby nie ta niepewność,
gdyby nie to, że serce zżera
złość, tęsknota i rzewność.
Byłbym wierny jak ten pies Burek,
chętnie sypiałbym na słomiance,
ale ty masz taką naturę,
że nie życzę żadnej kochance.
Kochałbym cię (sto tysięcy diabłów),
kochałbym (niech nagła krew zaleje!),
ale na mnie coś takiego spadło,
że już nie wiem, co się ze mną dzieje:
z fotografią, jak kto głupi, się witam,
z fotografią (psiakrew!) się liczę,
pójdę spać i nie zasnę przed świtem,
póki z grzechów się jej nie wyliczę,
a te grzechy (psiakrew!) malutkie,
więc (cholera) złości się grzesznik:
że na przykład, wczoraj piłem wódkę
lub że pani Iks – niekoniecznie.
Cóż mi z tego (psiakrew!), żem wierny,
taki, co to „ślady po stopach”?…
Moja miła, minął październik,
moja miła (psiakrew!), mija listopad.
Moja miła, całe życie mija…
Miła! Miła! – powtarzam ze szlochem…
To mi życie daje, to zabija,
że ja ciągle (psiakrew!) ciebie kocham.
Maryla Rodowicz – Niech żyje bal
Życie kochanie trwa tyle co taniec,
fandango, bolero, be-bop,
manna, hosanna, różaniec i szaniec,
i jazda, i basta, i stop.
Bal to najdłuższy na jaki nas proszą,
nie grają na bis, chociaż żal.
Zanim więc serca upadłość ogłoszą
na bal, marsz na bal.
Szalejcie aorty, ja idę na korty,
Roboto ty w rękach się pal.
Miasta nieczułe mijajcie jak porty,
Bo życie, bo życie to bal.
Bufet jak bufet jest zaopatrzony,
Zależy czy tu, czy gdzieś tam.
Tańcz póki żyjesz i śmiej się do żony,
I pij… zdrowie dam!
Ref.
Niech żyje bal!
Bo to życie to bal jest nad bale!
Niech żyje bal!
Drugi raz nie zaproszą nas wcale!
Orkiestra gra!
Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte!
Dzień warty dnia!
A to życie zachodu jest warte!
Chłopo-robotnik i boa grzechotnik,
z niebytu wynurza się fal,
wiedzie swa mamę i tatę, i żonkę,
i rusza, wyrusza na bal.
Sucha kostucha – ta Miss Wykidajło,
wyłączy nam prąd w środku dnia.
Pchajmy wiec taczki obłędu, jak Byron,
bo raz mamy bal!
Ref.
Niech żyje bal!
Bo to życie to bal jest nad bale!
Niech żyje bal!
Drugi raz nie zaproszą nas wcale!
Orkiestra gra!
Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte!
Dzień warty dnia!
A to życie zachodu jest warte!
Autor tekstu:
Agieszka Osiecka
Kompozytor:
Seweryn Krajewski
Rok powstania:
1984
jeszcze nie wspomniałam o miłości
miłość
tak – ona jedna
nie podlega upływowi czasu
trwa
jeśli jest – jest wieczna
a jeśli jej nie ma
klepsydry oceanów toczą ziarna piasku
księżyc nieustannie odmienia złotą twarz
pociemniałym światem ciągnie ogromny wiatr
nie ma zmiłowania
nie ma odkupienia
nie ma nas
nie ma
nie ma
Halina Poświatowska
Halina Poświatowska
żyje się tylko chwilę
a czas –
jest przezroczystą perłą
wypełnioną oddechem
a meble są kanciaste
a ciało – delikatne
a ziemia – wszędzie płaska
a niebo – nieosiągalne
miłość jest słowem
mózg – metalową skrzynką
nakręcaną codziennie
srebrnym kluczem ułudy
ciekawości by wiedzieć
pragnienia aby znać
pożądania by błyszczeć
uporu aby istnieć
a litość jest wątłym kwiatem
delikatnym kwiatem
który czasem zakwita w snach
*** (Kiedym Cię żegnał…)
Autor: Adam Asnyk
Kiedym cię żegnał, usta me milczały
I nie widziałem jakie słowo rzucić,
Więc wszystkie słowa przy mnie pozostały,
A serce zbiegło i nie chce powrócić.
Tyś powitała znów swój domek biały,
Gdzie ci słowiki będę z wiosną nucić,
A mnie przedziela świat nieszczęścia cały,
Dom mój daleko i nie mogę wrócić.
Tak mi boleśnie, żem odszedł bez echa,
A jednak lepiej, że żadnym wspomnieniem
Twych jasnych marzeń spokoju nie skłócę,
Bo tobie jutrznia życia się uśmiecha,
A ja z gasnącym żegnam cię promieniem
I w ciemność idę i już nie powrócę.
{Ania W-T żegnaj-21-11- 2014}
Miłość jak słońce – Adam Asnyk
Miłość jak słońce – ogrzewa świat cały
I swoim blaskiem ożywia różanym;
W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały
Dozwala kwiatkom zakwitnąć wiośnianym
I wyprowadza z martwych głazów łona
Coraz to nowe na przyszłość nasiona.
Miłość jak słońce – barwy uroczemi
Wszystko dokoła cudownie powleka;
Żywe piękności wydobywa z ziemi,
Z serca natury i z serca człowieka,
I szary, mglisty widnokrąg istnienia
W przędzę z purpury i złota zamienia.
Miłość jak słońce – wywołuje burze,
Które grom niosą w ciemnościach spowity,
I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze,
Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity;
I znów z obłoków wyziera pogodnie,
Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie.
Miłość jak słońce – choć zajdzie w pomroce,
Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca
Powraca smutne rozpromieniać noce
I przez ciemności przedziera się drżąca,
Pełna tęsknoty cichej i żałoby,
By wieńczyć śpiące ruiny i groby.
http://www.poezja.org/
Nic dwa razy
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Autor: Wisława Szymborska
http://wiersze.kobieta.pl/
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
** DOBRY WIECZÓR **
Gdzieżeś ty bywał, srebrny Księżycu,
gdy wiosną drzewa pachniały?
Znalazłem sobie piękną dziewczynę
i w niej zgubiłem się cały.
Tak mnie pieściła i całowała
w pobliżu sadu nad stawem,
a moja tarcza aż promieniała
i lato było niebawem.
A coś ty robił srebrny Księżycu,
gdy lato drży gorące?
Znalazłem sobie nową dziewczynę,
co miała włosy jak słońce.
Ona mnie wiodła w noce gwiaździste
na łąki mdlejące kwieciem,
a myśli miała dobre i czyste
i dobrze z nią było w lecie.
A co się działo z tobą Księżycu,
gdy jesień farby rozkłada?
Znalazłem sobie taką dziewczynę,
z którą nie tylko się gada.
Poszedłem za nią na wrzosowisko
i tam w złocistej brzezinie
oddała dla mnie co miała – wszystko
i żal nie było dziewczynie.
Co będziesz robił drogi Księżycu,
gdy mróz i śnieżne zawieje?
Poszukam sobie ciepłej dziewczyny,
która mnie nocą ogrzeje.
I tak nam będzie słodko i miło,
pośród zimowych zamieci,
jak jeszcze nigdy dotąd nie było
i zima szybciej nam zleci.
https://plus.google.com/u/0/104593969357504032089
Echo kołyski – Adam Asnyk
>Gdym jeszcze dzieckiem był
Budzącym się na świat,
Gdy wątły życia kwiat
Jeszcze się w pączku krył,
Na łono matka mnie brała,
Pieściła i całowała,
Gdym jeszcze dzieckiem był.
Pamiętam po dziś dzień,
Jak kojąc płacz i gniew,
Nuciła tęskny śpiew,
Co falą słodkich brzmień
Dobywał uśmiech na nowo;
I każde piosenki słowo
Pamiętam po dziś dzień.
„Dziecino, nie płacz! nie!
Rozjaśnij twoją twarz,
Dopóki matkę masz,
Nie może ci być źle;
Na moim oprzyj się łonie,
Ja cię przed bólem zasłonię –
Dziecino, nie płacz, nie!
Chowaj na później łzy!
Dziś jeszcze anioł stróż
Girlandą białych róż
Okala twoje sny,
Na tkance marzeń pajęczej
Maluje kolory tęczy –
Chowaj na później łzy!
Rozkoszą wszystko tchnie,
Śpiewa ci ptaków chór,
W twym niebie nie ma chmur
Ani goryczy w łzie;
Życie uśmiechem cię wita
I każdy kwiat ci rozkwita,
Rozkoszą wszystko tchnie!
Więc duszę swoją pieść
Jutrzenką rajskich farb
I czystych uczuć skarb
W niewinnej piersi mieść!
Byś mógł zaczerpnąć w tym zdroju,
Gdy ci przybraknie spokoju –
Więc duszę swoje pieść!
Bo przyjdzie inny dzień,
W którym, o synu mój,
Napotkasz tylko znój
Zamiast rozkoszy tchnień;
Zdrada ci oczy otworzy,
Nieufność ducha zuboży,
Bo przyjdzie inny dzień.
Przyjdzie ci płacić krwią
Serdecznych marzeń dług,
Zdepcze cię w prochu wróg,
Znieważy boleść twą;
Szlachetny poryw zapału
I miłość dla ideału
Przyjdzie ci płacić krwią.
I ból swój będziesz niósł
Samotny sercem w świat!
Zawodów, złudzeń, zdrad
Będzie ci wieniec rósł,
Cierniami otoczy skronie,
Skrępuje na zawsze dłonie –
I będziesz ból swój niósł.
Na taki życia zmrok,
Rozbicia straszną noc,
Zachowaj ducha moc
I jasny dziecka wzrok.
Niech ci wspomnienie kołyski
Przyniesie matki uściski
Na taki życia zmrok!
Pomimo gorzkich prób
Zawsze, ach! dobrym bądź!
Z miłością drugich sądź
I patrz z nadzieją w grób.
Nie zatrać dziecinnej wiary,
Nie żałuj swojej ofiary –
Pomimo gorzkich prób.
O nie mów, dziecię me,
Że marny życia trud,
Że wszystko fałsz i brud,
A prawdą tylko złe;
Że trzeba wątpić i szydzić,
Pogardzać i nienawidzić,
O nie mów, dziecię me!
Na matkę wspomnij swą,
Na miłość, co bez plam,
Zwątpieniu zadaj kłam
I obmyj duszę łzą,
Wierz w piękność ducha słoneczną
I w miłość, która jest wieczną –
Na matkę wspomnij swą”.
Kaczyński do Rydzyka: „Bez ciebie, ojcze dyrektorze, nie byłoby tego zwycięstwa”-http://www.gazeta.pl/0,0.html
Paweł i Gaweł
Aleksander Fredro
Paweł i Gaweł w jednym stali domu,
Paweł na górze, a Gaweł na dole;
Paweł, spokojny, nie wadził nikomu,
Gaweł najdziksze wymyślał swawole.
Ciągle polował po swoim pokoju:
To pies, to zając – między stoły, stołki
Gonił, uciekał, wywracał koziołki,
Strzelał i trąbił, i krzyczał do znoju.
↓
Znosił to Paweł, nareszcie nie może;
Schodzi do Gawła i prosi w pokorze:
„Zmiłuj się waćpan, poluj ciszej nieco,
Bo mi na górze szyby z okien lecą”.
A na to Gaweł: „Wolnoć, Tomku,
W swoim domku”.
Cóż było mówić? Paweł ani pisnął,
Wrócił do siebie i czapkę nacisnął.
Nazajutrz Gaweł jeszcze smacznie chrapie,
A tu z powały coś mu na nos kapie.
Zerwał się z łóżka i pędzi na górę.
↓
Stuk! Puk! – Zamknięto. Spogląda przez dziurę
I widzi… Cóż tam? Cały pokój w wodzie,
A Paweł z wędką siedzi na komodzie.
„Co waćpan robisz?” „Ryby sobie łowię”.
„Ależ, mospanie, mnie kapie po głowie!”
A Paweł na to: „Wolnoć, Tomku
W swoim domku”.
Z tej to powiastki morał w tym sposobie:
Jak ty komu, tak on tobie.
http://wiersze.juniora.pl/index.html
===============================
zaklęte w ciszę
poznaliśmy się, bez pytań
na dróg krętych rozstaju
powitaliśmy się, bez powitań
szumiały tylko liście w gaju
poznaliśmy się, bez słów niepotrzebnych
dusze spragnione zadrżały
polne zioła stojące w łez rosie
i brzozy… melodię tęskną nam grały
stoję i słucham… a brzoza cicha
serce do snu kołysze
zatapiam zmysły w radość wieczoru
radość- zaklętą w ciszę
Napisała Lila Kucfir
http://www.niezapominajka.ovh.org/ik.ico
Andrzej Dąbrowski – Niewczesna miłość
Niewczesna miłość, spóźniona miłość,
to tak, jak gdyby wcale jej,
to tak, jak gdyby wcale jej,
to tak, jak gdyby wcale jej nie było.
Niewczesna miłość, spóźniona miłość,
co z tą miłością zrobić mam,
co z tą miłością zrobić mam,
gdy już przyzwyczaiłem się być sam?
Gdyby zjawiła się na czas,
odmienić wszystko mogła w nas,
ja sam bym był kim innym też,
ale nie było wtedy jej…
i tak znaczyła coraz mniej,
dziś już jest tylko tym, czym jest.
Niewczesna miłość, spóźniona miłość,
choć nikt z nas nie powiedział „nie”,
przypadek zdecydował, że
to wszystko już nie zdarzy się, już nie.
Autor tekstu: | Andrzej Bianusz |
---|---|
Kompozytor: | Wiktor Kolankowski |
Rok powstania: | 1974 |
Wykonanie oryginalne: | Andrzej Dąbrowski (1974) |
Covery: | Barbara Melzer |
Płyty: | 1/ LP-vinyl: Various - Premiery Opole 74, 1974 (Polskie Nagrania, SX 1131 – PL); Zielono mi… (CD, 1997), Dziewczyny perkusisty (CD, 2003), Do zakochania jeden krok (CD, 2011), Polska nostalgia (CD, składanka) |