Prawo pierwszej nocy – fakty i mity
https://www.onet.pl/informacje/historiaorg/prawo-pierwszej-nocy-fakty-i-mity/dbxb1hj,30bc1058
Mało średniowiecznych instytucji cieszy się taką złowieszczą sławą, jak słynne ius primae noctis, tj. prawo feudała do spędzenia nocy poślubnej z żoną poddanego. Z jednej strony sprawa ta budzi ogromne niezdrowe zainteresowanie i często jest wykorzystywana w kinematografii (por. słynna scena z Braveheart Mela Gibsona), z drugiej badaczom taki zwyczaj wydaje się tak bardzo sprzeczny z aprioryczną tezą o omnipotencji Kościoła w średniowieczu, że odrzucają jego istnienie, uznając informacje o nim za urban legend.
Andrzej Nogal
Uwagi wstępne
Współczesna dyskusja wokół prawa pierwszej nocy rozpoczęła się od publikacji oświeceniowych pisarzy, którzy przywoływali ten zwyczaj jako przykład feudalnego barbarzyństwa, wokół którego koncentrowali argumentację przeciwko wstecznictwu. Potem zaś nadszedł czas pogłębionej debaty naukowej, w której użyto wielu argumentów tak źródłowych, jak i porównawczych.
Źródła i tropy literackie
Uwagi wstępne
Współczesna dyskusja wokół prawa pierwszej nocy rozpoczęła się od publikacji oświeceniowych pisarzy, którzy przywoływali ten zwyczaj jako przykład feudalnego barbarzyństwa, wokół którego koncentrowali argumentację przeciwko wstecznictwu. Potem zaś nadszedł czas pogłębionej debaty naukowej, w której użyto wielu argumentów tak źródłowych, jak i porównawczych.
Źródła i tropy literackie
Wasilij Polenow, „Le droit du Seigneur” (1874) – starzec przyprowadza swoje młode córki do pana feudalnegoWasilij Polenow, „Le droit du Seigneur” (1874) – starzec przyprowadza swoje młode córki do pana feudalnego – Domena publiczna / Polski portal historyczny – historia.org.pl
Nie ulega wątpliwości, że prawo pierwszej nocy jest starym toposem literackim w Europie, który pojawia się już u tak poczytnych pisarzy antycznych jak Herodot czy Valerius Maximus. Taki zwyczaj jest też jednak wielokrotnie notowany w średniowiecznych źródłach zarówno francuskich, jak i włoskich. Nie chodzi tu jedynie o pisane przez mnichów (traktujących kobiety z fascynacją i obawą) kroniki, lecz także o ówczesne akty prawne. W kodyfikacji lokalnej tradycji prawnej z Guyenny z 1318 r. istnieje np. zachowany przepis prawa, zgodnie z którym pan feudalny może nie przyjąć opłaty w pieniądzu i wykorzystać ius prima notis w naturze. Z kolei w podobnej kodyfikacji z 1419 r. z Normandii wybór pozostawiono nowo poślubionemu mężowi. Takich przykładów można przywołać więcej. Dlaczego więc współcześnie wielu historyków uważa prawo pierwszej nocy za rodzaj miejskiej legendy? Otóż posiłkują się tu następującą argumentacją. Z jednej strony apriorycznie przyjmują, że Kościół w średniowieczu, o którego wszechpotędze w nauczaniu moralności są przekonani, nie tolerowałby praktyk tak bardzo sprzecznych z nauką moralną Kościoła. Z drugiej jednak są przekonani, że chodziło tu po prostu o pretekst do wymuszania pieniędzy od chłopów-poddanych. Ich zdaniem chłopi za wszelką cenę zapłaciliby taki podatek, aby uniknąć hańbiącego (wg historyków) wykorzystania żony przez pana feudalnego. Wskazuje się też, że w średniowiecznych prawach państw germańskich przywiązywało się ogromną wagę do ochrony prawnej kobiet, nakładając niezwykle surowe kary na ich zabójców czy gwałcicieli.
Obecny stan badań naukowych
Tego rodzaju dyskusja toczy się od dawna. O ile do końca XIX w., z uwagi na wskazane wyżej źródła, istnienie prawa pierwszej nocy nie było kwestionowane, o tyle sytuacja uległa zmianie po ukazaniu się w 1881 r. fundamentalnej monografii Ius primae noctis Carla Schmidta. Poddał on źródła krytyce, przyjąwszy jednak jako założenie punkt widzenia moralności końca XIX w., czyli szczytowy okres purytanizmu obyczajowego w Europie. Prawo pierwszej nocy uznał za wytwór fantazji dawnych autorów. Od tego czasu nie ukazało się równe gatunkowo dzieło – i do dzisiaj naukowcy są pod wpływem tez Schmidta. A szkoda, bo osiągnięcia współczesnej antropologii kulturowej pozwalają inaczej spojrzeć na relacje o prawie pierwszej nocy.
Otóż istnienie takiego zwyczaju mogło służyć umacnianiu więzi społecznych w społeczności feudalnej, opartej przecież na obowiązku wzajemnej pomocy i opieki, wzorowanym w pewnym stopniu na modelu rodzinnym. W tej sytuacji prawo pierwszej nocy mogło cementować te stosunki poprzez namacalny fakt nawiązania więzi seksualnej. Z jednej strony oznaczało to przyjęcie chłopa do „feudalnej rodziny„. Z drugiej zaś musiało wpływać na sposób traktowania chłopa przez pana, gdyż nie było przecież pewności, czy pierworodny syn chłopa nie jest przypadkiem dzieckiem feudała lub czy nie jest w jakiś sposób z nim spokrewniony. W tym miejscu zacytuję Annę Zadrożyńską: ”Publiczny stosunek seksualny, jeżeli rozumieć go jako znak w komunikowaniu o określonych treściach, wyjaśniałby również dawny obyczaj przyznający jednemu z mężczyzn o wysokiej randze społecznej czy rodzinnej ius primae noctis. Bywał on najczęściej przywódcą innych mężczyzn w osadzie lub głową rodu (tym samym «właścicielem» podlegających mu kobiet). Miał więc obowiązek (nie przywilej), jako ich oficjalny przedstawiciel, odbierania proponowanego gestu przyjaźni i dowodu wartości ofiarowywanej kobiety. Ius primae noctis było więc raczej oznaką hierarchii mężczyzn w społeczności, jej symboliczną realizacją, a nie prymitywnym wykorzystywaniem władzy. Podobny sens najprawdopodobniej należałoby przypisać obyczajowi wymagającemu, by wszyscy mężczyźni wioski lub towarzysze pana młodego z określonego związku mężczyzn przed nim w trakcie obrzędu mieli stosunek z nowo poślubioną kobietą […]. Było to więc społeczne przyjęcie daru i społeczne zaakceptowanie powstającej więzi”.
REKLAMA
Prawa człowieka wolnego a poddanych i niewolników w średniowieczu
W tym miejscu zwrócić należy uwagę, że społeczeństwo średniowieczne nie składało się wyłącznie z ludzi wolnych, równych wobec prawa. Obok licznych niewolników znajdowały się rzesze ludności zależnej czy poddańczej, podlegającej w minimalnym stopniu ochronie prawnej przed nadużyciami, w tym seksualnymi. Otóż zarówno w obyczajowości rzymskiej, jak i germańskiej ostre reguły dotyczące sfery seksualnej ograniczano do równorzędnego kręgu społecznego. Jeżeli zaś mężczyzna był stanu wyższego, a kobieta należała do osób podporządkowanych mu prawnie, jak niewolnica albo poddana, to była to strefa zachowań, w którą prawo nie ingerowało, a religia traktowała jako pewną niefrasobliwość. Bywało i tak, jak zarzucał swoim owieczkom biskup Wulfstan na początku XI w.: „Niektórzy Anglicy składają się wspólnie na zakup kobiety i dopuszczają się z nią grzesznych praktyk, jeden po drugim, zupełnie jak psy, których nie obchodzi brud, a potem sprzedają to stworzenie Boże za granicę jakimś obcym ludziom”.
Pozamałżeńskie pochodzenie ujmy nie przynosiło
W średniowieczu, ale też później, tylko wyjątkowych rygorystów gorszyło półoficjalne grono konkubin wokół duchownych czy feudałów oraz ich nieślubne dzieci. Często ci potomkowie dochodzili do szczytów kariery feudalnej. Że wspomnę tu o narodzonym z mieszczki Wilhelmie Zdobywcy czy Janie I Dobrym z Portugalii, nieślubnym synu króla Piotra, który pomimo swego niskiego urodzenia i statusu mnicha w 1385 r. został królem Portugalii, a założona przez niego dynastia Avis rządziła krajem przez kolejne 200 lat. Francuski król Karol VII nie był synem Karola VI Szalonego, ale – co publicznie zeznała jego matka Izabela Bawarska – owocem jej związku pozamałżeńskiego. Mimo to Francuzi w staraniach o koronę poparli tego właśnie kandydata o wątpliwym pochodzeniu, a nie jego angielskiego konkurenta. Zresztą założyciel dynastii Karolingów, Karol Młot, był nieślubnym synem Pepina z Heristalu i jego konkubiny Alpaidy. W Polsce zaś syn Zygmunta Starego i jego konkubiny, Jan, był biskupem poznańskim i wileńskim. Jako ciekawostkę podam, że były premier Anglii, David Cameron, jest dalekim potomkiem króla Anglii Wilhelma IV Hanowerskiego z nieślubnego związku z aktorką Dorotheą Jordan.
Polskie obyczaje
A w Polsce? Cóż, nie ma tu zbyt wielu konkretnych wzmianek źródłowych. Niemniej jednak ówczesna obyczajowość była znacznie bardziej liberalna, niż wielu dzisiaj chciałoby przyznać. Kronikarz Gall Anonim nie widział nic zdrożnego w uwiecznieniu dla potomności gwałtu dokonanego przez Bolesława Chrobrego na ruskiej księżniczce Przedsławie. Notabene Chrobry jest przez niego ukazywany jako wzór cnót panującego. O związkach z licznymi kobietami i potomstwie Kazimierza Wielkiego ukazała się niejedna publikacja. O Zygmuncie Starym wspomniałem wyżej. Jego syn utrzymywał zaś relacje z wieloma konkubinami. Nieślubny syn Władysława IV Wazy, Władysław Konstanty Waza, pędził awanturnicze życie i zmarł w Rzymie w 1698 r.
REKLAMA
Pewną swobodą cieszyły się w Polsce też kobiety. Siostra króla Jana III Sobieskiego, Katarzyna, wyszła za mąż za księcia Dominika Zasławskiego w końcu lutego 1650 r., już jednak 6 marca 1650 r. urodziła syna Władysława, co dało powód historykom do niekończących się rozważań, kto był jego ojcem. Cóż, mater semper certa est… Aż do końca XIX w. nagminne były także konkubinaty oraz przelotne związki arystokratów z chłopkami i mieszczankami. Jeżeli dotyczyło to młodych nieżonatych mężczyzn czy panien z niższych stanów oraz nie stanowiło przeszkody w zawarciu małżeństwa „w swojej sferze”, to nikomu to nie przeszkadzało. Po ślubie z arystokratką takie praktyki były już jednak nieakceptowane.
Kościół a niechrześcijańskie obyczaje
A co zrobić z poglądem o sile nauczania Kościoła w średniowieczu? Otóż mitem jest pogląd o niezmienności nauczania Kościoła przez dwa tysiące lat. Wbrew pozorom jego siłą była zdolność adaptacji do zmieniających się trendów kulturowych. Już na początku epoki między ludami barbarzyńskimi w chrystianizowanej Europie a ludnością postrzymską istniała mentalna przepaść. Ale to barbarzyńcy piastowali realną władzę polityczną i to do nich Kościół musiał się dopasować. Zawsze musiał reagować na te kulturowe zmiany, gdyż nie był bezosobową strukturą, tylko wspólnotą ludzi wyrosłych pośród określonej społeczności, z jej wadami i zaletami. Przywódcy Kościoła w obliczu kulturowej zmiany społeczeństwa zawsze musieli odpowiadać sobie na pytanie – czy pozostać przy systemie wartości z lat minionych, ryzykując utratę wpływu na społeczeństwo, czy też iść na kompromis doktrynalny, poświęcając rzeczy mniejsze dla większych? Czasami te ustępstwa musiały być daleko idące: w okresie pomiędzy antykiem a średniowieczem chrześcijaństwo z pacyfistycznej religii nizin społecznych stało się religią panującą wojowniczych ludów germańskich i słowiańskich. Wówczas widoczni stali się biskupi dowodzący oddziałami wojskowymi, teolodzy gloryfikujący wojnę i wojowników czy papieże nawołujący do udziału w licznych krucjatach, w których nagrodą było odpuszczenie grzechów. Owszem, starano się ująć przemoc w karby „wojny sprawiedliwej” i skierować ją przeciwko społecznościom niekatolickim, ale i tak skala wprzęgnięcia religii katolickiej do stosowania przemocy była uderzająca.
Noc poślubna. Drzeworyt, Otto von Diemeringen, XIV/XV w.Noc poślubna. Drzeworyt, Otto von Diemeringen, XIV/XV w. – Domena publiczna / Polski portal historyczny – historia.org.pl
Podobnie mogło też być w kwestii zachowań seksualnych – rygoryzm zachowywano równym sobie, a wykorzystywanie osób o niższej pozycji społecznej przez stojących wyżej uważano za zadawnioną tradycję, z której zwalczać można ekscesy, ale nie jej istotę. Z tej przyczyny sądzę, że ius primae noctis było realnym zjawiskiem wynikającym z prawnego i obyczajowego podporządkowania panom feudalnym ich poddanych, a dowodem na jego chrystianizowanie było wprowadzenie możliwości wniesienia opłaty feudałowi. Wbrew pozorom było to także wygodne i dla seniorów. Szczególnie, jeżeli to kobieta, dziecko albo starzec byli panami feudalnymi…
REKLAMA
Podsumowanie
Mam nadzieję, że lektura niniejszej pracy skłoni czytelnika do refleksji tak nad mentalnością średniowiecza, jak i stopniem skomplikowania więzi społecznych oraz tradycją kulturową, z której w większym stopniu, niż się do tego przyznajemy, wywodzi się współczesna Europa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Maria Poprzęcka: kto nie był w Licheniu, to nie wie, w jakim kraju żyje
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/bazylika-w-licheniu-podobienstwa-pomiedzy-polska-a-sanktuarium-maria-poprzecka-w/rg11mwe
Ta bazylika jest wyrazem i świadectwem polskich potrzeb duchowych, religijnych i estetycznych. To jest prawdziwa Polska. Łącznie ze straganami z dewocjonaliami produkcji chińskiej. Strzeliste wieże Lichenia, kler i murale patriotyczne wyrastają z naszego społeczeństwa – mówi w wywiadzie dla „Kultury Liberlanej” Maria Poprzęcka, historyk i krytyk sztuki, profesor zwyczajny na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego.
Maria Poprzęcka w rozmowie z Jakubem Bodzionym rozmawia m.in. o memach z pomnikiem Jana Pawła II w Warszawie, Schodach Smoleńskich i muzeum POLIN
– Na pierwszej linii strzału znalazło się Muzeum II Wojny Światowej. Po pierwsze dlatego, że to była inicjatywa Donalda Tuska – mówi o zmianach dokonujących się w polskich muzeach
– Uważam, że dziś prawdziwym fenomenem sztuki współczesnej, jest nie to, co dzieje się w galeriach, lecz na ulicach – zwraca uwagę historyczka
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Jakub Bodziony: Podobały się pani memy z papieżem, który rzuca kamieniem?
Maria Poprzęcka: Skala tego zjawiska była nieprawdopodobna. Mój ulubiony, to ten ze Świątynią Opatrzności Bożej, której kopuła często nazywana jest wyciskarką do cytryn. Nad nią stoi papież z ogromną połówką cytryny.
To był jeden z lepszych.
Tylko że te memy pokazują coś więcej, poza zwykłym rechotem.
To znaczy?
Kilka z nich celnie punktuje istotne sprawy związane z kultem Jana Pawła II. Dla mnie takim memem był papież, który zamiast głazu trzymał nad głową gigantyczną kremówkę. To pokazuje skalę infantylizacji, do jakiej doprowadził polski kult Jana Pawła II.
W gronie moich rówieśników popularne było obśmiewanie tej postaci w niewybredny sposób. Nie chodziło tutaj o realne oskarżenia wobec pontyfikatu, tylko o bunt wobec powszechnego obiektu kultu.
To jest kwestia generacyjna, z jednej strony ośmieszenie tego kultu, z drugiej – rewizja działalności papieża oskarżanego o udział w ukrywaniu pedofilii w Kościele. Te kwestie przykrywają sprawę, która jest poza dyskusją, czyli kolosalną rolę społeczną i polityczną, którą Jan Paweł II odegrał przed powstaniem „Solidarności”. I jego udział w obaleniu komunizmu. To, co dzieje się w Polsce z kultem Jana Pawła II, zdecydowanie przyćmiło jego prawdziwe dokonania. Została kremówka.
CZYTAJ: Happening przed Muzeum Narodowym w Warszawie. Dmuchana kaczka pływała obok nowego pomnika Jana Pawła II
I głaz.
REKLAMA
Jerzy Kalina jest przykładem artysty, którego twórczość należy do okresu stanu wojennego. To był jego czas. Dziś jego papież jest żenującą groteską. Ale wtedy jego dzieła, jak oprawa pogrzebu księdza Jerzego Popiełuszki, były dla odbiorców kolosalnym przeżyciem. Byłam tam – i już sama obecność w milionowym tłumie, niesionym jedną emocją, była wielkim doznaniem. To jest doświadczenie, którego nie mają ludzie w pana wieku.
Druga ważna praca Kaliny również jest związana ze śmiercią Popiełuszki. Był to tak zwany żłóbek bożonarodzeniowy, z dzieciątkiem Jezus ułożonym na sianku w bagażniku samochodu, w którym, jak wiadomo, wieziono pobitego i skrępowanego księdza. Jego twórczość powinna się w tym momencie zakończyć. Wszystko, co robił potem, było czkawką po autentycznej, mocnej sztuce mającej swoje korzenie w przeżyciach stanu wojennego.
Również słynne schody smoleńskie na placu Piłsudskiego w Warszawie?
One są groteskowe w inny sposób. Wyglądają jak porzucony element placu zabaw. Forma tego pomnika nie jest podniosła, a wręcz zaprasza, żeby na nią wchodzić i się tam bawić. Dodatkowo całość jest bardzo mała i ginie w otwartej przestrzeni placu.
Papież ciska kamieniem w zabarwioną na czerwono wodę. Zobacz memy
Jerzy Kalina jest dla mnie bardzo przejmującym świadectwem losu artysty, który w pewnym momencie zatrzasnął się w bańce dawno minionego czasu. Na odsłonięciu tej nieszczęsnej rzeźby papieża ogłosił, że zawsze będzie się modlił do krzyża, a nie do sierpa i młota. Tego rodzaju wypowiedź, podana w heroicznym-martyrologicznym tonie, miałaby swoje znaczenie w latach 50., w szczycie stalinowskich represji.
A teraz?
Obecnie, gdy krzyże i tak zwane Jezusiki wiszą zarówno w szkolnych klasach, przychodniach, sklepikach i parlamencie, to brzmi śmiesznie. Deklaracja artysty, że będzie się modlił do krzyża, rozpaczliwie ujawniła, jak bardzo można się rozminąć z rzeczywistością. Przecież żyjemy w kraju, którym współrządzi potężna instytucja Kościoła. Zmienia się religijność. Zmienia się też stosunek do Jana Pawła II, który dla młodych pokoleń nie jest żywą postacią inspirującą miliony. Jest rozdrobnioną w tysiącach pomników dewocyjną ikoną. A broniący go artysta pokazuje rzekomego mocarza, który wrzuca głaz do sadzawki.
W Onecie: Jak dobrze znasz papieży? [QUIZ]
Kalina twierdził, że papież walczy z „czerwoną zarazą”, która teraz zmieniła swoją flagę na tęczową. Tym samym wpisuje się w retorykę obozu władzy i części biskupów. Może to dobrze, że ten efekt końcowy jest bardziej śmieszny niż straszny?
Zgadzam się, tylko szkoda papieża. To nie jest wina prześmiewców, tylko tych, którzy ten pomnik wystawili. Chociaż teraz różnego rodzaju przedsięwzięcia artystyczne już nie dają takiego paliwa politycznego, jak dawały kilka lat temu.
Dlaczego?
Apogeum tego zjawiska miało miejsce dwadzieścia lat temu. Chyba najgłośniejsza była sprawa wystawionej w Zachęcie pracy Maurizia Cattelana, która przedstawiała przygniecionego przez głaz papieża.
Kalina twierdzi, że jego dzieło jest odpowiedzią na pracę włoskiego artysty.
Po dwóch dekadach! To niesamowite, że Kalina tyle czasu to oburzenie w sobie tłumił. Wtedy interweniowali prawicowi posłowie, a wokół galerii Zachęta wybuchło wiele skandali, przyjmujących – jak to u nas – charakter antysemicki. Szerokim echem odbiła się również sprawa oskarżonej o obrazę uczuć religijnych Doroty Nieznalskiej. Proces toczył się latami, w końcu artystkę uniewinniono.
Teraz jest tego mniej, ale nie dlatego że wrażliwość na bluźniercze działania artystyczne się zmniejszyła, a tolerancja wzrosła, lecz że takie działania okazały małą sprawczość polityczną. Można z tego wysnuwać szerszy wniosek, o nikłym znaczeniu sztuk wizualnych w polskiej kulturze i polityce. Widać to także po przebiegu „dobrej zmiany” w kulturze.
To znaczy?
Władza wierna leninowskim zasadom, że „najważniejsze są kadry”, zabrała się przede wszystkim za wymianę kierownictwa w ważnych instytucjach. Na pierwszej linii strzału znalazło się Muzeum II Wojny Światowej. Po pierwsze dlatego, że to była inicjatywa Donalda Tuska. Po drugie, było to muzeum, które usiłowało wydobyć historię II wojny z narracji ściśle polonocentrycznej. Chciano pokazać wojnę światową, a nie Polskę w II wojnie światowej. I wreszcie trzecia sprawa – zakończenie całej opowieści było zakończeniem antywojennym. Wszystkie te rzeczy były do szybkiej likwidacji.
I to się udało.
Prawda, ale później ta metoda zaczęła się zacinać. Z Muzeum POLIN poszło gorzej, tam sukces jest już tylko częściowy. Co prawda dyrektor Dariusz Stola nie został dopuszczony do dalszego kierowania muzeum, ale to nie wpłynęło na kształt kolejnych wystaw. W przypadku Muzeum Narodowego wymiana dyrektora skończyła się klęską ministra Piotra Glińskiego. W całkowicie irracjonalny sposób przez rok bronił człowieka, który ewidentnie nie nadawał się do kierowania tak wielką i ważną instytucją.
Generalnie wymieniamy dyrektorów na swoich ludzi, którzy mają za zadanie zmianę przesłania, które niosą instytucje. I ku naszemu zdziwieniu te związane ze sztuką współczesną znalazły się na końcu. Jedyna drastyczna zmiana odbyła się w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim.
Bo sztuka nowoczesna mało kogo obchodzi?
Roboty jest tyle, że najpierw trzeba się wziąć za instytucje, które budują narrację historyczną i sklejają narodową tożsamość. A to, co się będzie działo w tych muzeach i galeriach sztuki współczesnej, gdzie pokazują rzeczy interesujące małą garstkę ludzi, nawet jeśli czasem są bluźniercze czy skandaliczne, to jest drugorzędne. Oczywiście, przyjdzie i na nie czas.
Piotr Gliński na kwarantannie. Minister kultury nie ma objawów
To raczej mało optymistyczny wniosek.
REKLAMA
Przyglądając się polskiej kulturze w perspektywie historycznej, widzimy, że sztuki wizualne od zawsze były czymś mało ważnym. W naszym kraju słowo od zawsze było ważniejsze niż obraz. Właściwie jedynym artystą, który zbudował sugestywną opowieść o polskiej historii, był Jan Matejko. W swoim oddziaływaniu jego narracja porównywalna jest z twórczością Sienkiewicza. Ci dwaj na pokolenia ukształtowali polską wyobraźnię historyczną.
Uważam, że dziś prawdziwym fenomenem sztuki współczesnej, jest nie to, co dzieje w galeriach, lecz się na ulicach. Zjawisko murali jest czymś zupełnie nieprawdopodobnym i nie mam tu na myśli tylko tych kibolskich, „patriotycznych” czy publicystycznych. W większości są to inicjatywy oddolne, żywiołowe. Właśnie w Warszawie odsłonięto piękny mural poświęcony Jackowi Kuroniowi, autorstwa Sasnala. Swój wielki mural projektuje Akcja Demokracja. W miastach takich jak Gdańsk, Wrocław czy Łódź działają już trasy turystyczne prowadzące szlakiem najciekawszych prac. Większość z nich nie ma nic wspólnego z polityką historyczną czy jakąkolwiek inną. Jest wiele surrealizmu, bajkowości, żartów. Myślę, że ich popularność jest związana z pewnym paradoksem.
To znaczy?
Z jednej strony, sztuki wizualne zawsze odgrywały w Polsce rolę marginalną, z drugiej, chociażby z uwagi na silne katolickie wpływy, mamy dużą potrzebę obcowania z obrazem. Polacy szukają obrazu świętego, ważnego, ale nie artystycznego. Potrzeba obrazowania sprawia, że każda pusta ściana woła o wypełnienie jej obrazem. Nieważne, czy będzie to rotmistrz Pilecki, powstańcy warszawscy czy surrealistyczne baśniowe sceny. Historia sztuki jest dość bezradna wobec takich zjawisk, ponieważ wypracowała zasób pojęciowy dla badania dzieł unikalnych, a tu mamy do czynienia ze zjawiskiem o charakterze masowym. Murale to coś, na co ludzie patrzą codziennie i czym nawet nieświadomie nasiąkają.
Rzetelne badania na ten temat mogą wyjść od zespołów interdyscyplinarnych, trzeba antropologów, socjologów, kulturoznawców, najmniej historyków sztuki.
Wróćmy jeszcze do pomnika papieża. Na ile możliwe jest to, że autor stworzył coś zupełnie ironicznego i robi sobie z nas żarty?
Nie, nawet jeśli praca jest tak dramatycznie spóźniona. Jerzy Kalina to jest człowiek mający poczucie misji. Znając dorobek tego artysty, absolutnie nie dopuszczam myśli, jakoby „Zatrute źródło” miało być jakąś grą czy ironią. Modlenie się do krzyża i do świętego papieża jest absolutnie serio.
Ale kicz też odgrywa istotną rolę w sztuce, również takiej, która związana jest z populistyczną polityką.
W mojej dawnej książce „O złej sztuce” pisałam, że kiczogenne są dziedziny życia szczególnie nasycone emocjami: religia, patriotyzm, władza i miłość, zarówno ta między kochankami, jak i matczyna. Wszędzie tam, gdzie uczucia są w apogeum, łatwo jest o kicz. Nawiasem mówiąc, staram się nie używać tego słowa, które jest tylko obraźliwym epitetem, nie bardzo definiowalnym.
Oczywiście mamy skłonność do dychotomicznych podziałów, zgodnie z którymi sztuka słuszna powinna być wysokiej jakości, a sztuka populistyczna i propagandowa godną pogardy artystyczną tandetą. Ale XX wiek uczy nas, że czasami nawet jednoznaczna propaganda, promująca najpodlejsze idee, była znakomita. Wystarczy przypomnieć filmy Leni Riefenstahl czy architekturę Alberta Speera. O wiele innych przykładów nietrudno. Trudność polega na tym, że najgorszej sprawie może służyć najlepsza sztuka.
W Polsce również?
Wielki patron i męczennik awangardy Władysław Strzemiński robił znakomite, suprematystyczne plakaty podczas wojny polsko-bolszewickiej. Oczywiście antypolskie. Sowieckie malarstwo socrealistyczne nie zostawiło po sobie wielu dobrych rzeczy, ale nasze już tak. Obrazy takie, jak „Podaj cegłę” Kobzdeja czy „Nasza ziemia” Strumiłły są przykładami bardzo porządnej sztuki.
Czy możliwe jest w takim razie oddzielenie formy od treści?
Nic nie obedrze nas z pamięci. Architektura Speera będzie przywoływać określone skojarzenia, które każą nam inaczej widzieć i czuć tę formę. Podobnie jest w przypadku filmów Leni Riefenstahl. Co ciekawe, oddziaływanie jej prac było kolosalne i wcale nie musiało się z wiązać z nazistowską ideologią. Jakiś czas temu analizowaliśmy film z pogrzebu Józefa Piłsudskiego, który został nakręcony rok po „Triumfie woli”, najbardziej znanym dziele Riefenstahl. I podobieństwa pomiędzy tymi dwoma obrazami były uderzające – zarówno w sposobie ustawienia kamery, jak konkretnych kadrach. Analizowaliśmy również materiały polskiej kroniki filmowej z tak zwanego „pogrzebu bez trupa”, czyli warszawskiej manifestacji żałobnej po śmierci Józefa Stalina. Tam również odnajdziemy podobieństwa z obrazów ulubionej reżyserki Hitlera.
Dlaczego współcześnie nie powstaje wysokiej jakości sztuka propagandowa?
W 2012 roku dwóch kuratorów zorganizowało wystawę „Nowa sztuka narodowa” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Sebastian Cichocki i Łukasz Ronduda próbowali ściągnąć do galerii projekty pomników smoleńskich, słynny obraz przedstawiający katastrofę smoleńską czy okładki „Frondy”. Wokół tej wystawy wywiązała się ogromna dyskusja, ale to był jednostkowy przykład. Natomiast wydaje mi się, że ta współczesna sztuka galeryjna dotychczas się nie splamiła ksenofobią, homofobią czy faszyzmem.
Myślę, że prawdziwie polityczne to są obecnie wystawy dotyczące zmian klimatycznych. To ten temat najbardziej absorbuje artystów i wyparł nawet kwestie związane z uchodźcami. Skandali nie ma, ponieważ kwestie klimatyczne nie uderzają bezpośrednio w obecną władzę czy uczucia religijne. Władza to bagatelizuje, tak samo jak bagatelizuje kryzys klimatyczny.
Efekty tej kadrowej rewolucji są mierne. Udało się zniszczyć kilka ośrodków kultury, na czele z Teatrem Polskim we Wrocławiu, ale na ich miejsce nie powstały nowe instytucje. Zapowiadano wielkie dzieła filmowe i teatralne, ale najgłośniejszym echem odbiły się „Smoleńsk” czy „Historia Roja”.
Te hollywoodzkie superprodukcje o polskiej historii to zwykłe mrzonki. Polskie kino ma się świetnie, ale to dzięki Pawłowi Pawlikowskiemu czy Wojciechowi Smarzowskiemu.
REKLAMA
Dlaczego współczesny związek Kościoła ze sztuką w Polsce przynosi tak karykaturalne efekty? Przecież to kler był kiedyś mecenasem największych dzieł, a teraz kojarzy się z siedmiuset niewybrednie estetycznymi pomnikami papieża w całej Polsce.
Jest jedna odpowiedź, bardzo niedemokratyczna: teraz to suweren jest zleceniodawcą. Dawne wspaniałe kościoły w Polsce powstawały na zlecenia królewskie lub magnackie. Słowem elitarne. Teraz jest inaczej. Od dawna powtarzam, że jeśli ktoś nie był w Licheniu, to nie wie, w jakim żyje kraju. To tamtejsza bazylika, nie narzucona nam, jak Pałac Kultury, przez wraże stalinowskie decyzje, jest wyrazem i świadectwem polskich potrzeb duchowych, religijnych i estetycznych. Licheń nie jest otoczony miejską otuliną, dosłownie wyrasta z polskiej gleby. To jest prawdziwa Polska. Łącznie ze straganami z dewocjonaliami produkcji chińskiej. Strzeliste wieże Lichenia, kler i murale patriotyczne wyrastają z naszego społeczeństwa. Jego autentycznych potrzeb.
***
Maria Poprzęcka – Historyk i krytyk sztuki, profesor zwyczajny na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się głównie sztuką nowoczesną, migracjami obrazów, ich „długim trwaniem”, związkami sztuk wizualnych z innymi dziedzinami twórczości. Jest autorką wielu książek, m.in. „Uczta bogiń” oraz „Kobiety, życie i sztuka”. Laureatka Nagrody Literackiej Gdynia w dziedzinie eseju.
Jakub Bodziony – zastępca sekretarza redakcji „Kultury Liberalnej”.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Anty)historia rozkoszy. Czy w Kościele było miejsce na seks?
Katarzyna Pawlicka Dziennikarka Onetu
Żona księdza czy własność biskupa?
Pod koniec XI wieku pewien etap w Kościele katolickim skończył się bezpowrotnie. To właśnie wtedy żony księży, którzy do tej pory jeszcze nie zrezygnowali z życia rodzinnego, dzięki postanowieniu wydanemu przez arcybiskupa Reims, zostały uwięzione w specjalnie do tego przeznaczonym budynku. Kilka lat później zwołany przez sławnego Anzelma z Cantenbury londyński Synod (1108 rok), na którym wspólnymi siłami hierarchów starano się przeforsować ideę celibatu, ogłosił wszystkie kobiety związane z kapłanami własnością biskupa. Co w tym kontekście ciekawe (od tamtej pory obowiązkowy dla kapłanów) celibat nie wynika wcale z nauk apostolskich, a jest jedynie konsekwencją wpływów pogańskich połączonych z obawą dotyczącą dziedziczenia ziem przez dzieci duchownych.
Diabły, czarownice, akuszerki
Czarną kartą w historii Kościoła zapisał się rok 1487, w którym dominikański inkwizytor Heinrich Kramer napisał traktat znany dziś jako „Młot na czarownice”. Dzieło to było wielokrotnie wydawane (także w wieku XVII), a jego siła rozpalania umysłów ludzkich okazała się wyjątkowo brzemienna w skutki. W ciągu kilku wieków na stos trafiły tysiące kobiet oskarżonych o czary i współpracę/spółkowanie z diabłem. Eskalacja problemu przypada na lata 1627-1630, podczas których w Kolonii wymordowano prawie wszystkie akuszerki. Trzeba bowiem pamiętać, że na śmierć za czary narażone były przede wszystkim kobiety pomagające przy porodach – niepełnosprawny lub martwy noworodek często oznaczał w tym przypadku konszachty z siłami nieczystymi matki dziecka lub właśnie akuszerki, dzięki której przyszło ono na świat.
Pytania o przyszłość
„Pierwszym obowiązkiem Kościoła nie jest wydawanie wyroków i rzucanie klątw, ale głoszenie miłosierdzia Bożego, wezwanie do nawrócenia, prowadzenie do zbawienia” – to kolejne słowa papieża Franciszka wypowiedziane podczas ostatniego Synodu. Czy współcześni hierarchowie znajdą w sobie tyle empatii, by odrzucić kategoryczne podejście, zamknąć stare księgi i otworzyć serca? Historia Kościoła pokazuje, że aby tak się stało, wciąż potrzeba dużo dobrej woli i ludzkiej mądrości
~~~~~~~~~~~~
CIEKAWE KOM…
~… do ~kris: Dokładnie tak jest niestety. Kiedyś nie można było nawet malować wizerunku świętych czy Jezusa, nie można było robić figurek bo był to grzech. Była nawet taka przypowieść w Biblii, która jest często przytaczana nawet w kościołach o tym jak w świątyni ludzie otworzyli sobie stragany, a Jezus to wszystko rozpędził, później oczywiście kościół zmienił zasady żeby można było zarabiać na tym. A co mamy dzisiaj? Choćby na Jasnej Górze tysiące handlarzy badziewnymi dewocjonaliami z Chin! To jest dopiero hipokryzja. Obrazy w złotych ramach, piękne witraże, księża jeżdżący nowymi audi czy mercedesami. I o tym niby Jezus nauczał
~kris : Załóżmy że rodzisz się 2 tysiące lat temu i wpadasz na pomysł założenia nowej religi, co jest ci potrzebne żeby móc ją założyć? Potrzebujesz boga, doktryny, kościoła ale przede wszystkim potrzebujesz wyznawców, ale sami wyznawcy nie wystarczą, żeby twoja religia odniosła sukces wyznawcy muszą cię potrzebować, muszą chcieć po coś do ciebie przyjść , musza regularnie odwiedzać świątynie to jest niezbędne by religia przynosiła zyski, rozwijała się i rosła w siłę, tym czymś jest spowiedź i rozgrzeszenia , problem w tym że większość ludzi żyje całkiem normalnie , nie morduje nikogo, nie napada , nie gwałci, nie rabuje, a przynajmniej nie robi tego regularnie tak by musieć regularnie odwiedzać świątynie, ale możesz rozwiązać ten problem w jeden sposób : wmawiając wyznawcom że to co jest całkowicie normalne (ich naturalne potrzeby) lub nieszkodliwe jest grzechem i nie podoba się Bogu, w te sposób będę oni grzeszyć ciągle i ciągle będę potrzebować kapłana i rozgrzeszenia , w ten sposób grzechem staje się seks nie zaaprobowany przez kapłana(małżeństwo) lub uprawiany w niewłaściwy sposób, i grzechem stają się myśli , mogę codziennie w myślach mordować sąsiada i to nikomu nie szkodzi , al. eod teraz złe myśli stają sie grzechem i trzeba się z nich wyspowiadać. Kiedyś jeden z rosyjskich pisarzy, niestety nie pamiętam nazwiska, napisał że świat w którym żyjemy został wymyślony, system społeczno ekonomiczny, sposób życia itp. Ktoś kto kiedyś po prostu wymyślił, przy czym pisarz ten zauważa że ludzie przyjmuje przede wszystkim głupie idea, to właśnie te głupie idee najłatwiej zdobywają ludzie umysły i to z nich zbudowany jest świat, nie sposób się z tym nie zgodzić jeśli weźmiemy pod uwagę że katolicyzm zbudowany jest na tym że bogu wszechmogącemu co tworzył cały wszechświat nie podoba się to w jak sposób kopulują ludzie
~Ateistka do ~sev: A co powiesz na to:
Wartość kobiety polega na jej zdolnosciach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych
Św. Tomasz z Akwinu
Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie
Św. Augustyn
Za twym mężem winno iść twe pożądanie, i on winien być twoim panem, zniż się zatem do poddaństwa, bądź jedną z podległych
Św. Jan Chryzostom
Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz (chcę, by) trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci
I list do Tymoteusza, 2:11-14
Kobiecie przystoi jedynie szata żałobna. Skoro tylko przekroczy próg wieku dojrzałego, winna zasłonić swe gorszące oblicze, by nie utracić szczęśliwości wiecznej
Tertulian
U kobiety sama świadomość jej istnienia powinna wywoływać wstyd
Św. Klemens Aleksandryjski
Tak długo, jak kobieta żyje po to, by rodzić, i dla dzieci, tak długo między nią i mężczyzną istnieje taka sama różnica, jak między ciałem i duszą; jeżeli jednak pragnie Chrystusowi bardziej służyć niż światu wówczas przestanie być kobietą i nazwą ją mężczyzną, gdyż życzymy sobie, by wszyscy zostali podniesieni do stanu doskonałego mężczyzny
Św. Hieronim (Komentarz do Listu do Efezjan 5)
Kobiety są błędem natury z tym ich nadmiarem wilgoci, temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu, są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny
Św. Tomasz z Akwinu
Zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów
Sw. Tomasz z Akwinu
Oto co zrobił Kościół Katolicki z kobietą